ZSEiU w Łaziskach Górnych

Mistrz Świata w podnoszeniu ciężarów gościem w ZSEiU

Dnia 11.10.2016 w naszej szkole gościliśmy wyjątkowego człowieka, wspaniałego nauczyciela, misjonarza i przyjaciela młodzieży.
I spotkanie 9:30-10:15 Iw i IItgl
II spotkanie 10:20-11:05  IIImw i IIItlg
IIIspotkanie 11:20-12:05 IVtlg i IVtg
Ksiądz Bogdan Cofalik ze Zgromadzenia Misjonarzy Świętej Rodziny miał w klasie maturalnej otwartą drogę w sportowej karierze podnoszenia ciężarów. Wybrał jednak życie kapłańskie, a wkrótce również powołanie misjonarza. Obecnie na Papui-Nowej Gwinei nawraca Papuasów na wiarę katolicką, udziela im sakramentów, a w wolnym czasie organizuje im siłownię ze sztangami. Aby móc w niej poćwiczyć, trzeba zapłacić ceną jest znajomość Dziesięciu przykazań Bożych.

„Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem”

image001

Urodził się w rodzinie sztangistów. Jego trzech starszych braci poważnie zainteresowało się tym sportem. Najstarszy z nich Marian w 1976 roku został wicemistrzem świata i Europy juniorów, a w 1983 roku kolejny brat Hilary osiągnął podobne rezultaty. Do najwyższych tytułów doszedł Andrzej Cofalik, który w 1996 roku na olimpiadzie w Atlancie zdobył brązowy medal, a rok później został mistrzem świata. Również Bogdan, końcem lat siedemdziesiątych, uczęszczając do szkoły średniej, połknął bakcyla podnoszenia ciężarów. Szybko dostał się do kadry juniorów. Otrzymałem propozycję, aby zacząć studia na Akademii Wychowania Fizycznego. Miałem już przepustkę „w kieszeni, czyli mistrzowską klasę sportową, która pozwalała ominąć egzaminy wstępne na studia opowiada po latach ks. Bogdan Cofalik. Jak zaznacza, był praktykującym katolikiem, choć nie wybitnie pobożnym. Któregoś dnia, będąc na Mszy św., otrzymałem zaproszenie na spotkanie modlitewne z misjonarzami Świętej Rodziny. Akurat wtedy miałem nieco więcej czasu. Zaczynały się wakacje i mieliśmy w klubie sportowym przerwę między zawodami i obozem przygotowawczym. Aby zająć ten czas, postanowiłem skorzystać z owego zaproszenia, ot po prostu, z ciekawości, co to jest i jak to wygląda wspomina misjonarz. Pojechał zatem ze szczoteczką do zębów w kieszeni do Bąblina, gdzie odbył tygodniowe rekolekcje. Na ich zakończenie napisał podanie o przyjęcie go do nowicjatu. W ten sposób 1 września 1980 roku rozpoczął życie w zgromadzeniu, a niespełna siedem lat później, 30 maja 1987 roku w Kazimierzu Biskupim przyjął święcenia kapłańskie. Jako swoje motto na obrazku prymicyjnym wybrał słowa Pana Jezusa z Ewangelii wg św. Jana: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem”. Przez rok pracował jako wikary w jednej ze śląskich parafii. Tam zajmował się katechezą, przygotowaniem dzieci do sakramentów.


Praca w winnicy Pana

Poprzez Berlin, Singapur, Dahli dotarł do Port Moresby stolicy Papui-Nowej Gwinei. Był 2 października 1989 roku, około godziny 7.30 rano. Najbardziej uderzyła go skala ubóstwa i nędzy, którą widział wśród tubylców. Było to dla niego ogromne zaskoczenie. Po półrocznym przygotowaniu został proboszczem w Kefamo, później obejmował placówki w Namta i Kamaliki. Obecnie posługuje w North Goroka. Oprócz tego zajmował się w skali diecezjalnej młodzieżą jako kapelan, pełnił funkcję dyrektora powołań czy był odpowiedzialny za grupy Legionów Maryjnych.
Praca wśród Papuasów, i to na różnych płaszczyznach, przynosi wiele radości, chociaż nie zawsze jest zakończona sukcesem. Wiele chwil trzeba było przeżyć z obawami, a nawet i strachem o życie swoje i innych. Mimo wszystko pełnione funkcje dawały zawsze satysfakcję z tego, że jest się w prawdziwej winnicy Pana ze wzruszeniem mówi ks. Cofalik. Niejednokrotnie doświadczył wiele dobroci, ale też wiele cierpienia ze strony innych grup wyznaniowych. Szczególną niechęcią Kościół katolicki darzą adwentyści dnia siódmego. Spalili już kilka kościołów zbudowanych z dostępnych tam materiałów. Ale też były przypadki, gdy nawet niebędący w Kościele okazywali cześć Chrystusowi Eucharystycznemu. Pewnego razu poszedłem udzielić pierwszej Komunii św. do przygotowywanego już od dłuższego czasu staruszka. Niesamowity obraz, cała wioska ubrana odświętnie, mimo iż większość jej mieszkańców to członkowie sekty. On także odświętnie ubrany siedział przed domem z całą rodziną. Wszystkie chaty przystrojone kolorowymi kwiatami. Początkowo myślałem, że mają jakieś uroczystości w wiosce, ale okazało się, że nie, czekają na mnie idącego z Panem Jezusem. Sama uroczystość to jedno wielkie świadectwo głębokiej wiary. Staruszek przyjął Pana Jezusa do swego serca w taki sposób, że można mu było pozazdrościć. Cieszył się jak dziecko, płakał z radości, co też udzieliło się wszystkim wspomina misjonarz.


Kontynuacja rodzinnej pasji

image002Będąc jednakże „na krańcu świata”, wśród Papuasów, nie zapomniał o swojej rodzinnej pasji podnoszenia ciężarów. Młodym tubylcom, którzy wcześniej wykradali mu plony z przykościelnego ogródka, zorganizował siłownię. Gdy przyszli z chęcią rozpoczęcia ćwiczeń, odpowiedział, że gdy zwrócą, co ukradli, to ich zaprasza. Plony oddali od razu i zaczęli treningi. W ciągu trzech miesięcy liczba trenujących osób wzrosła do trzystu. 75, 100, 150 kilogramów „wrzucanych na klatę” przez ks. Cofalika całkowicie zafascynowało Papuasów. Na siłowni mam cały katechizm. Większość z nich w ogóle nie chodzi do kościoła. Mają jakieś swoje plemienne zwyczaje. Przed bramą siłowni widnieją przykazania, a także najważniejsze modlitwy. Jak się tego nauczą, to mogą przyjść poćwiczyć. Na samym treningu jest cisza. Trzeba ćwiczyć w skupieniu. Dopiero po nim mamy spotkanie. Jeżeli ktoś chce coś wiedzieć o religii, to wtedy siadam z nimi i dyskutujemy mówi polski misjonarz. I dodaje: Chciałbym, żeby wszyscy znaleźli się w niebie. Ale byśmy tam zrobili siłownię!

Polski ksiądz-siłacz u Papuasów
 
Ksiądz Bogdan Cofalik - fot. archiwum księdza Bogdana Cofalika

80x40 laboratorium Obszar roboczy 1

TAURON LOGO PROMOCYJNE PIONOWE

bekuplast logo

pgg logo

bip

1% - Wspieranie edukacji w ZSEiU

cue cpm